Recenzja filmu

Hugo i jego wynalazek (2011)
Martin Scorsese
Ben Kingsley
Sacha Baron Cohen

Ucieczka w sen

Gdy razem z Hugonem zwiedzamy stalowe trzewia dworca, techniczna maestria realizatorów pozwala zapomnieć na chwilę o "Avatarze" Camerona.
Gdyby Georges Melies urodził się w dniu swojej śmierci, byłby monopolistą celuloidowych snów. Zostałby ojcem popkultury, mecenasem kina fantastycznego i familijnego, filozofem i kuglarzem; marzycielem z wielkim kapitałem, nadpobudliwym dzieckiem z młotkiem i skarbonką bez dna. Wymyśliłby Muppety przed Hensonem, ruszył w odyseję kosmiczną przed Kubrickiem, przeżył bliskie spotkania trzeciego stopnia razem ze Spielbergiem i wygrał gwiezdne wojny z Lucasem. Powracałby do przyszłości raz do roku i kradł księżyc w każdy poniedziałek. Niestety, musiał tę robotę zostawić innym i zadowolić się rolą pioniera. Dla kinomanów filmowy hołd złożony Meliesowi przez Martina Scorsesego będzie wart więcej niż jedenaście Oscarów.  

Melies zmarł 21 stycznia 1938 roku. Nie widział, jak świat płonie w ogniu drugiej wielkiej wojny. Pierwsza uczyniła z niego bankruta – jego studio zamieniono na polowy szpital, a celuloidowe dziedzictwo, którego rozgoryczony nie wrzucił do Sekwany, przetopiono na obcasy. W jednej z pierwszych scen "Hugo" ruchliwa kamera odnajduje go tam, gdzie spędził większość życia – zstępuje na ziemię prosto z wieży zegarowej i przeciska się przez tłum pasażerów na paryskim dworcu Montparnasse, kończy swój bieg w małym sklepiku z zabawkami. Prowadzący go starzec kiedyś tchnął w kino życie, z czasem jednak przestał śnić. O tym, że wszyscy Meliesa wciąż potrzebują, przypomni światu osierocony chłopiec, który marzyć nauczył się w kinie. Montparnasse, swoje dziecięce królestwo, zna jak własną kieszeń. Właśnie tam rozegra się filmowa walka o przyszłość X Muzy. Jej symbolem będzie automaton – tajemnicza humanoidalna maszyna, jedyna pamiątka po ojcu, którą tytułowy Hugo zdołał ocalić.  

Opowieści o samotnym Hugonie i zgorzkniałym Meliesie początkowo sprawiają wrażenie emocjonalnie oderwanych od siebie, biegnących równoległymi torami. Kiedy jednak malec wyciągnie do widza pomocną dłoń – przyrówna świat do wielkiego mechanizmu i wyjaśni, że każdy element musi mieć w nim własne przeznaczenie – dwie niezależne historie splotą się w przepiękny sen. Utrzymany w konwencji baśniowego filmu familijnego utwór Scorsesego to opus magnum Meliesa, którego ten nigdy nie mógłby nakręcić. Skonstruowane z paradoksów kino totalne – epickie i liryczne, rozbuchane i kameralne, uniwersalne i skupione na jednostkach. Rozkochane w komedii i tragedii, celebrujące dynamikę wewnątrz kadru i ruch samej kamery. Zauroczone trójwymiarem, jakby chodziło o sztuczkę, której świat dotąd nie widział.

Kiedy slapstickowy policjant (Baron Cohen) przekracza granicę ekranu i zagląda nam w oczy razem ze swoim wiernym dobermanem, czujemy reżyserską frajdę z opowiadania nowym językiem (tak dobrze bawił się tylko Wenders na planie "Piny"). Gdy razem z Hugonem zwiedzamy stalowe trzewia dworca, techniczna maestria realizatorów pozwala zapomnieć na chwilę o "Avatarze" Camerona. Lecz najlepszą metaforą autorskiej strategii Scorsesego wydaje się scena, w której Hugo wertuje w bibliotece historię kina spisaną przez Rene Tabarda. Zmieniające się jak w kalejdoskopie fotosy i opisy filmów wyznaczają granice autorskiej wyobraźni. Trochę tu Jean-Pierre'a Jeuneta, szczypta Spielberga, dwa gramy neorealizmu i dwie tony realizmu magicznego. Niewiele samego Scorsesego, choć w przypadku kina familijnego to raczej plus.  

David Wark Griffith, który wykorzystał ruchome obrazy do podtrzymania wielkiej epickiej tradycji zaklętej w literaturze, twierdził, że zawdzięcza Meliesowi wszystko. To prawda, ale Francuz podarował kinu jeszcze więcej. Więcej niż szkice koncepcyjne i storyboardy, więcej niż trikowe efekty specjalne i pierwsze studio filmowe w Europie. Umożliwił nam ucieczkę z rzeczywistości, ujarzmił eskapistyczny żywioł kina. Nazwał go, oswoił i oddał nam w prezencie. Nie wiem jak Wy, ale ja uciekam.
1 10
Moja ocena:
9
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Hugo i jego wynalazek
Martin Scorsese to z pewnością utalentowany reżyser, zdobywca Oscara i laureat wielu innych nagród.... czytaj więcej
Recenzja Hugo i jego wynalazek
Cóż wspólnego może mieć ze sobą słynny reżyser Martin Scorsese i powieść "Oliver Twist" Dickensa? Do... czytaj więcej
Recenzja Hugo i jego wynalazek
Martin Scorsese to reżyser wybitny, niemal każdy kojarzy jego nazwisko głównie z filmami gangsterskimi,... czytaj więcej